poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 9



Próbował ignorować natarczywego Dereck'a, który cały czas coś do niego mówił. Sam nawet nie wie co, nie słuchał go, często zakładał słuchawki od swojego iPhona i zagłuszał jego denerwujący głos odgłosami muzyki. Dopiero był ranek, a ten dzień już strasznie go wkurzał. Zayn miał przyjść razem z Perrie i Eleanor o 3p.m., miały im coś bardzo ważnego do przekazania. Całą noc prawie nie spał bo zastanawiał się co to mogło by być.. Musi czekać do tej zjebanej godziny. Zastanawiał się też jakim sposobem jego BYŁY znalazł się w szpitalu. Miał złamane żebra i jakieś urazy wewnętrzne, miał ochotę spytać się co się stało, ale nie chciał aby wyszło na to że mu jeszcze jakoś na nim zależy.

Miał już dość tego mdlącego zapachu, oni myli podłogi tutaj chyba domestosem. Chciał jak najszybciej stąd wyjść, przecież siedział tutaj już ok 5 dni i po co?! Pytał się wiele razy Tom'a kiedy będzie mógł wyjść to zawsze było to samo "musimy zrobić jeszcze parę badań".

Obudził go skrzyp otwieranych, a później zamykanych drzwi. Uchylił lekko powieki, nad sobą ujrzał trzy twarze wpatrujące się w niego z uśmiechem. Aż sam uśmiechnął się szeroko ukazując szereg białych zębów.
-Przepraszamy jeśli cie obudziliśmy. -powiedziała El, patrząc się na Zayn'a który pocałował Lou lekko w suche usta. Dereck był na razie na jakiś badaniach więc nie musieli się niczym krępować przy nim, chociaż i tak nie mieli by czego. Cała trójka zaczęła naskakiwać na Lou jak się czuje... oczywiście leżał nie wzruszony do póki każdy z nich nie ucichł, nie miał ochoty się z nimi przekrzykiwać. Po 5 minutach hałasu w końcu w białej sali zapadła cisza.
-Tak więc czuje się dobrze. A może byście nam powiedziały co to taka "ważna sprawa"? - spojrzał na nie, krzyżujac dłonie na piersi udając powagę. Spojrzały po sobie, Eleanor przygryzła wargę a Pezz spuściła wzrok na swoje balerinki.
-No wiecie, no zaręczyłyśmy się. -Louis zaczął wydawać z siebie okrzyki radości, a Zayn podszedł do nich i zaczął przytulać i gratulować. Oczywiście Louis musiał wstać z łóżka i je uściskać za co dostał opierdol od dwójki przyjaciół i swojego chłopaka. Szybko się położył bo nie mógł znieść naskoków w jego stronę że nie powinien wstawać itp.

Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi przez które wszedł Tom, z uśmiechem na ustach od ucha do ucha.
-Dzień dobry, mam dobrą wiadomość. Znaleźliśmy szpik kostny do Louisa, dzisiaj odbędzie się operacja. Proszę się o nic nie martwić jest tylko 10% szans że szpik się nie przyjmie. Za pół godziny przyjdzie tutaj pielęgniarka i zawiezie cię na sale operacją, tylko musimy mieć jeszcze twoją zgodę.- wszyscy patrzyli się na niego jakby spadł z kosmosu. To była świetna wiadomość. Louis pokiwał tylko głową na znak że się zgadza. Tom podał mu jakiś papierek który miał podpisać po czym wyszedł z sali.
-No to wszystko zaczyna się układać. -powiedziała Eleanor i przytuliła Louisa który siedział na łóżku w niemałym szoku.
-El, zadzwoń do mojej mamy i jej o tym powiedz. -szatynka pokiwała tylko głową i wyszła na korytarz razem z Perrie. Zayn spojrzał na Lou z wielką miłością w oczach, podszedł do niego i złożył na jego ustach namiętny pocałunek. - Mam złe przeczucia Zi.. -wyszeptał.
-Loueh zawsze wyolbrzymiasz, wszystko będzie dobrze jest aż 90% szans że będzie wszystko dobrze, a to jest bardzo dużo, będziesz musiał mieć ogromnego pecha żeby to nie wyszło. Wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Wywieźli Louisa na sale operacyjną, trójka przyjaciół usiadła zdenerwowana pod salą, na tych przeklętych krzesłach. Rozpoczęła się operacja. Każdy z nich nie mógł wysiedzieć na stołku. Gdy Eleanor zadzwoniła do mamy Lou, oznajmiła że już jedzie do Londynu. Powinna być tutaj za około 2 godziny. Zayn teraz nie tylko denerwował się przez to że Louis jest operowany, ale jeszcze nie wiedział czy matka Louisa zaakceptuje go jako chłopaka jej syna. Malikowi coraz bardziej pociły się ręce ze strachu, czuł się jak nastolatka która czeka na swojego partnera na bal i nie wie czy się mu spodoba. Tak Malik miał teraz dziwne myśli. Zachciało się mu się śmiać z jego własnej głupoty, ale przed salą operacyjną swojego chłopaka nie wypadałoby.

* Dwie godziny później *

Eleanor zauważyła kobietę która bardzo szybkim krokiem zmierzała w ich stronę, podbiegła do niej i mocno przytuliła, co kobieta natychmiast odwzajemniła.
-Jay, jesteś w końcu. -powiedziała gdy się już od niej odsunęła - Poznaj Perrie, moją dziewczyną i Zayna chłopaka Louisa. Lou, Pezz to jest Jay mama Lou.
-Dzień dobry, miło mi. - Perrie i Zayn powiedzieli zgodnie, co Jay przyjęła z ogromnym uśmiechem na ustach.
-No no Louie nic mi nie mówił że sobie kogoś znalazł. Ty El też nic nie mówiłaś. Bardzo miło mi was poznać. - podeszła najpierw do Zayna po czym przytuliła go, Malik najpierw stał nieruchomo nie wiedząc co się dzieje. Dopiero po chwili się otrząsnął i odwzajemnił uścisk. Myślał że będzie gorzej, że matka Lou go nie zaakceptuje czy coś. Później Jay podeszła do Perrie i również ją uściskała. - Mark dojedzie za dwie godziny. Ile już go operują?
-Ponad dwie godziny. -odpowiedziała El.

Lekarz prowadzący czyli Tom wybiegł w szybkim tempie z sali, ignorując czwórkę osób które już zaczęły zadawać pytania. Pobiegł w stronę recepcji, pytając się o coś kobietę. Widać że mężczyzna był strasznie podenerwowany. Wbiegł z powrotem na salę tym razem w woreczkiem który zawierał krew. Cała czwórka siedząca przed sala zaczęła się coraz bardziej denerwować.
Usłyszeli krzyk dochodzący zza drzwi.
-Tracimy go!! Podajcie Defibrylator, szybko! - gdy Zayn to usłyszał momentalnie, łzy stanęły mu w oczach. Stał jak słup soli, który czeka na ten pieprzony werdykt w którym ma jeszcze nadzieję że Louie przeżyje. Jego myśli krążyły teraz tylko wokół że są miliardy osób na tym świecie, dlaczego nie ktoś inny tylko on?!

Tom wyszedł z sali ze smutnym wyrazem twarzy.
-Przykro mi.. zrobiliśmy co mogliśmy. Zgon nastąpił dnia 12 listopada 2011 o godzinie 18:18. -i zostawił ich samych z łzami. Jay zauważyła Marka który właśnie przyszedł i najwyraźniej wszystko słyszał, kobieta podeszła do niego i wpadła w jego ramiona, wybuchła płaczem. Perrie i Eleanor przytulały się do siebie, płacząc nawzajem. Zayn upadł na kolana przed salą waląc pięściami w podłogę. Miał całe poranione dłonie, krew już skapywała z jego dłoni, brudząc białą podłogę. Zayn zaczął płakać. Kto by w ogóle pomyślał że Bad Boy z Bradfor zacznie płakać? Poczuł ogromną gulę w gardle. Skulił się i zaczął mamrotać coś do siebie o tym że to jest tylko sen i za chwilę się obudzi. Niestety nic takiego nie nastąpiło i nie chciało nastąpić.

__________________________________________________________________________
No okej, jednak ten koniec nastąpił wcześniej niż myślałam. Nie chciałam tego przeciągać, bo i tak wiem ze mi to opowiadanie nie wyszło. Epilog dodam tak za około 2 dni...Przepraszam was bardzo jeśli was tym opowiadaniem zawiodłam ;c
Btw. przepraszam za błędy.
Prolog opowiadania o Larry'm tumblr lub jak kto woli na blogspot
Zapowiedź One Shota o Niamie tutaj
Enjoy!

2 komentarze:

  1. Dlaczego go zabiłaś?
    Lubię smutne zakończenia, ale myślałam, że im się uda. Nie wiem co więcej powiedzieć. To działo się tak szybko, szkoda mi Zayna. Jak on sobie poradzi. Liczę, że epilog nam wszystko wyjaśni.
    Czekam i pozdrawiam,
    xxx.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabiłaś go!!! Nieeeee ;cccccc Smutnooo!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń