środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 3



[...] Nic wiecznego na świecie:

Radość się z troską plecie,

A kiedy jedna noc weźmie moc nawiętszą,

Wtenczas masz ujźrzeć odmianę naprędzą [...].



Siedział w samym koncie sali, gdzie było najciemniej w całej kawiarni, był już tutaj godzinę. Nie odrywał wzroku od Eleanor i Perrie który siedziały przy całkiem innym stoliku na drugim końcu sali. Rozmowa widocznie bardzo się im kleiła, nie mogły przestać się do siebie uśmiechać. Louis widocznie zadowolony z tego że przynajmniej coś zaczyna się układać El, zaczął z nudów przyglądać się wszystkim w kawiarni. Najwięcej tutaj było staruszków, była to bardzo spokojna knajpka. W pewnej chwili zatrzymał wzrok na ciemnowłosym chłopaku, przyglądał się on Louis'owi w skupieniu lekko mrużąc oczy. Louis gdy zrozumiał kto to prawie oczy mu z orbit nie wyleciały. Louis jak najszybciej wyjął pieniądze z tylnej kieszeni i zostawił na stoliku, po czym jak najszybciej udał się do wyjścia. Wyszedł nie oglądając się za siebie. Gdy był już na zewnątrz przypomniał sobie o brunetce której obiecał że będzie na nią czekał. Spojrzał przez szybę, jego wzrok powędrował w stronę El, która nawet nie zauważyła, że wyszedł. Usłyszał dźwięk zamykanych drzwi kawiarni w której przed chwilą się znajdował. Odwrócił się odruchowo tyłem do drzwi modląc się w duchu aby to nie był TEN chłopak.
-Boo Bear! -przeklął cały świat w myślach. Odwrócił się przodem do niego i stanął twarzą w twarz z Dereck'iem.
-Czego chcesz? - zapytał pozbawiony całkowitych uczuć ze skwaszoną miną i widoczną odrazą do jego osoby.
-Pogadać o nas-
-Nie mam czasu.- przerwał mu gwałtownie, obrócił się i chciał odejść, ale dłoń zaciskająca się na jego nadgarstku zacisnęła się, tak mocno że syknął z bólu.
-Puść mnie. -wycedził przez zaciśnięte zęby z wyraźnym jadem w głosie .
-Jeśli ze mną porozmawiasz!
-Nie mamy w ogóle o czym rozmawiać i puść mnie do cholery. Zaczął się szarpać, brunet przybliżył się do niego tak że stykali się klatkami piersiowymi, Louis  z lekkim strachem spojrzał w oczy Dereck'a, można było w nich wyczytać wyraźny gniew.
-Nie! Już miałeś swoje 5 minut to wolałeś iść do niego!! Jak mu tam było? Andy?! -czuł jego przyśpieszający oddech na swojej szyi, chłopak zaczął niebezpiecznie unosić głowę w górę tak że teraz stykali się nosami, Louis, przeniósł wzrok z jego oczów na usta, po chwili ich usta złączyły się w pocałunku, Louis stał nieruchomo z zamkniętymi oczami. Louis nie mógł się oprzeć i oddał jego pocałunek, dawno nie "próbował" jego ust, a on je po prostu ubóstwia. Dereck widocznie szczęśliwy że Lou oddał jego pocałunek uśmiechnął się w jego usta, to podziałało na Lou jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody, odepchnął go od siebie i wytarł usta ręką.
-Nadal nie możesz się oprzeć co Lou? -wyszeptał mu te słowa do ucha, przygryzając jego płatek.  -Wiem że mnie pragniesz. -Louis'owi przeszły ciarki w dół kręgosłupa, on zawsze tak na niego działał.
-Wiesz nadal bym z tobą był jakbyś mnie z tym chujem nie zdradził, gdzie on się podział? -uniósł jedną brew ku górze. Odsunął się trochę od Lou i puścił jego nadgarstki. Na co on je rozmasował, były na nich czerwone ślady.
-Przecież wiesz że byłem pijany.
-Aa tak się to teraz mówi. Zdrada to zdrada, a teraz żegnam. -ponownie zbliżył się do niego, na co on automatycznie przesuwał się w tył. Po około 15 kroczkach uderzył plecami w ścianę, Dereck mocno naparł na niego swoim ciałem, Louis zacisnął mocno powieki.
-Pamiętaj... - nie dopowiedział bo coś odepchnęło go do tyłu, może raczej ktoś, nie mógł złapać równowagi i upadł na krawężnik, spojrzał na winowajcę tego wypadku, był nim ten koleś co z Perrie mieszkał.. jak mu było? Za.... Ze.. Zi... Zayn!
-Wynocha!- wysyczał do niego. Dereck wstał lekko chwiejnym krokiem i szeroko się uśmichnął, Louis najbardziej w nim uwielbiał jego uśmiech, któremu zawsze ulegał.
-Pamiętaj jeszcze wrócę Boo Bear. - i poszedł. Louis zsunął się po ścianie i usiadł na brudnej ziemi, podciągnął do klatki kolana i ukrył w nich głowę. Po chwili zaczął się trząść, nie ze strachu czy z zimna, tak po prostu nie kontrolując samego siebie. Zayn przykucnął przy nim i położył mu dłoń na ramieniu. Po paru minutach zacząl się uspokajać i drgawki minęły.
-Ile słyszałeś?- zapytał Lou nie podnosząc głowy. Zayn przez chwilę nie dawał mu żadnej odpowiedzi.
-Wszystko.
-Przepraszam. -odpowiedział po dłuższej chwili ciszy.
-Za co?
-Że musiałeś to oglądać. I dziękuję.
-Nie ma sprawy. Co tutaj robisz?
-Tobie mógłbym zadać to samo pytanie, Eleanor mnie prosiła abym przyszedł, bo będzie jej raźniej.
-Kto to jest Eleanor.
-Ta dziewczyna która siedzi z Perrie, musisz zadawać tyle pytań? A ty co tutaj robisz -zaśmiał się, jedyny raz dzisiaj. Podniósł się, lekko drżały mu kolana.
-Nie gadaj, ale się złożyło. No ja ta sama sprawa Pezz mnie prosiła. -zaśmiali się oboje. -Idziemy się przejść po parku? One sobie dobrze radzą.- Louis chwilę się zastanawiał, ale co ma do stracenia, może zyska przyjaciela? Szli przez całą drogę rozmawiając na różne tematy, Louis i tak zaliczał ten dzień do jednego z najgorszych, tak samo jak wczorajszy. Dwa dni pod rząd totalnej klapy. Ale dzisiaj przynajmniej nie padało. Usiedli na jednej z wolnych ławek, pod ogromnym dębem,a przed nimi rozciągał się ogromy staw. Siedzieli w ciszy, nie krępującej, po prostu napawali się pięknem tego miejsca. Przesiedzieli tak nie wiadomo ile, może parę minut lub godzinę. Cisze przerwał Zayn.
-Louis, mogę cię o coś spytać. -on pokiwał tylko twierdząco głową, wpatrywał się w gładką taflę jeziora. -Jak nie chcesz to nie odpowiadaj.. Jesteś gejem? -Louis przeniósł wzrok z jeziora na Zayn'a.
-Wiesz biorąc pod uwagę to że całowałem się z Dereck'iem i to że mówił że mnie zdradził, to raczej tak. Tak jestem. -z powrotem wbił wzrok w jezioro.-Jak ci to przeszkadza to ja mogę iść.
-Co?! Nie.. Ja sam jestem biseksualny. -Louis odwrócił się do niego przodem i poruszał zabawnie brwiami. -Gramy w 10 pytań?
-Okej. Zaczynaj.
-Hmm... gdybyś miał wybrać pomiędzy życiem a śmiercią to co byś wybrał?
-Śmierć- odpowiedział bez wahania. -Ile masz lat?
-18. Masz kogoś?
-Nie. A ty?
-Mam. Ile ty masz lat?
-19, gówniarzu. Masz chłopaka czy dziewczynę?
-Chlopaka.



Spędził całkiem miłe popołudnie, teraz tylko musiał iść do pracy, tylko lenistwo mu na to nie pozwalało. I było jeszcze coś, Eleanor przyszła z randki. Zaczął wybierać pracda czy przyjaciółka. Louis był strasznie niecierpliwy, dlatego w pracy cały czas by myślał o El i jak poszło.. Pierdolona robota. Wybrał. Przyjaciółe. Poszuka sobie nowej pracy.
-Noo jak było mów... -wyskoczył na nią. -Eleanor nie trzymaj mnie w niepewności, wiem że zachowuje się jak baba ale jak było?! -słowa zaczęły mu się plątać...
-Już Loueh wdech i wydech. Okej chodź do kuchni. -Louis szeroko się uśmiechnął. Gdy w końcu zajęli miejsca na przeciwko siebie El zaczęła opowiadać. -... no i jesteśmy razem.


_________________________

Napisałam!! Przepraszam za błędy, myśle żeby was poszantarzować komentarzami 5? I zaczne pisać 4 xD
PYTANIA DO POSTACI http://ups-xd.tumblr.com/ask

czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 2




[...] Po chwili wiosna przyjdzie,

Ten śnieg z nienagła zyjdzie,

A ziemia, skoro słońce jej zagrzeje,

W rozliczne barwy znowu się odzieje [...].




Siedział na nudnej lekcji matematyki czekając aż w całej szkole rozbrzmi pierwszy dzwonek, pierwszego dnia szkoły, myślał nad dwoma rzeczami. Mianowicie Eleanor mówiła mu, że do jej klasy mają dojść dwie osoby jutro, a druga rzecz to zastanawianie się kiedy przyda się mu obliczanie liczby TT (pi), czekał na ten dzień z niecierpliwością. Oczywiście jego nauczyciel - którego nienawidzi, on jego tak samo - mówi "uczcie się tego to wam się przyda", no jemu się na pewno przyda..Louis czeka z niecierpliwością na ten dzień w którym mu się to przyda. W końcu w całej szkole rozbrzmiał pierwszy dzwonek, oczywiście nauczyciel ich przetrzymał parę minut bo musiał zadać masę zadania na jutro. To nie był by on jakby czegoś nie zadał. Gdy już zadał, Louis wybiegł jako pierwszy z klasy na co matematyk pokręcił nie dowierzając głową. Louis udał się pod klasę Eleanor, która właśnie skończyła język francuski. Zauważył jak szatynka z ogromnym bananem wychodzi z klasy.
-A ty co taka szczęśliwa?-powiedział Lou, stając za nią. Podskoczyła ze strachu na co on wybuchnął gromkim śmiechem, zawsze śmiał się ze swojej przyjaciółki, gdy czegoś się wystraszyła bo w tedy robiła taką dziwna minę.
-Haha bardzo śmieszne.-zaśmiała się z ironią.
-Jak być widziała swoją minę to byś zrozumiała, okeej już się uspokajam.-złapał się za brzuch i wziął głęboki wdech, nadal miał banana na twarzy. - Czy wyjście dzisiaj jest aktualne? -pokiwała głową twierdząco.-Ale pamiętasz naszą umowę?-pogroził jej palcem.
-No weź przecież i tak ją znasz.
-No i co z tego będę siedział przy ostatnim stoliku w kącie jak najdalej oddalonym od waszego.-zadzwonił dzwonek - To do zobaczenia.
-yhyy..-chłopak udał się teraz pod salę biologiczną, miał dzisiaj 8 lekcji co było kompletną przesadą, co gorsza nie mieli wf'u, mimo tego że nie ćwiczy z wiadomych przyczyn to miałby przynajmniej okienko."Nich to szlag jasny trafi, gorszego planu ułożyć nie mogli, jedyne moje pocieszenie to to że nie idę jutro do pracy i do szkoły bo jest sobota."-myślał, myślał nad wszystkim. Zajął miejsce pod oknem i wbił wzrok za szybę, miał widok na bieżnię, wf miała akurat klasa 3C czyli klasa Eleanor. Szczerze to w tej klasie nie było żadnego ładnego chłopaka, w ogóle w całej szkole nie było.. a nie jednak był Mark, ale on ma dziewczynę i jest w 100% heterykiem. A z resztą Louis obiecał sobie że się w nikim nie zakocha co najwyżej prześpi. Z resztą, czy Louis w ogóle wierzy w miłość? Sam tego nigdy nie doświadczył i nie doświadczy. To nie tak że Lou był pesymistą, on po prostu wiedział że te wszystkie filmy o wielkiej miłości w USA to wielka bujda, a w szczególności nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, bo w tedy człowiek zakochuje się tak jakby w wyglądzie. To było jego zdanie. Chłopak chciał aby w końcu zakończyły się te nudne lekcje na których na okrągło powtarzają "to może pojawić się na maturze", tak wszystko się na maturze pojawi, nawet nazwy zwierząt.


Wyszli ze szkoły El była w świetnym humorze, Lou też, ale czy nie udawał? Louis się cieszył na prawdę, cieszył się ze szczęścia El, ale wszystko na około go możne by powiedzieć że go irytowało.  Nawet śpiewające ptaki, były nieznośne. Nie żeby nie lubił ptaków, ale dziś miał po prostu słabe nerwy.Szli przez cała drogę pochłonięci rozmową, widać było że El się denerwuje.
-A co jeśli palnę coś głupiego.- powiedziała zmartwiona
-Przecież rozmawialiście na skype'ie-zauważył
-Ale to nie to samo.
-Nie w cale.-zaśmiał się-A tak poza tym będę nie daleko. A ona w ogóle wie że tam będę?
-Nie.
-To nawet lepiej.-zaczął się zastanawiać czy Eleanor zachowywała by się tak samo w jego stosunku gdy by wiedziała że zostało mu mniej czasu niż rok temu. Nie na pewno nie. Chodziła by za nim pytajac się czy wszystko z nim w porządku. Na pewno kazała by mu nie wychodzić z domu. Nie spotykałaby się z Perrie, ob bałaby się że coś by się mu stało. Nie, nie mógł jej tego powiedzieć. Zniszczyłby jej życie. A tak poza tym to Louis'a ciekawiło dlaczego lekarz nie wpisał go na listę oczekujących szpiku. Nie żeby narzekał ale zastanawiało go to. Stwierdził że jak dalej będzie się tak nad wszystkim zastanawiał to jego mózg ułoży sobie jakieś czarne scenariusze dotyczące jego śmierci. Byli w połowie drogi do domu, gdy rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął przedmiot z kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz wcisnął zielona słuchawkę.
-Słucham?
-Louis to ja Tom, mógłbyś do mnie przyjść?-powiedział głos po drugiej stronie należący do jego lekarza.
-Okej, będę za chwilę.-rozłączył się.-El, muszę iść, przyjdę prosto do kawiarni, obiecuję że się nie spóźnię. -odszedł nim zaczęła się o coś wypytywać. Louis zdaje sobie sprawę z tego że jak ktoś zadaje mu za dużo pytań po prostu mówi najszczerszą prawdę. Na szczęście nie miał później z kliniki daleko do kawiarni w której El ma się spotkać z Perrie. Miał wielka nadzieję że Tom ma dla niego jakąś dobrą wiadomość, w co raczej wątpił. Gdzie podział się TEN energiczny nastolatek, który nie przejmował się niczym? Umiera. Doszedł na miejsce, pierwsze co zrobił to skierował się na recepcję, za którą siedziała starsza kobieta ok po 50-ce.
-Dzień dobry, doktor Tom kazał mi przyjść.-powiedział do niej z wymuszonym uśmiechem. Nie lubił tego miejsca, wszędzie śmierdziało środkami czyszczącymi, aż gdy się oddychało to czuło się jakby się wdychało zatruty tlen.
-A, tak Louis Tomlinson, doktor czeka na ciebie w gabinecie.
-Dziękuję.- przeszedł przez długi, biały, śmierdzący korytarz i w końcu stanął przed drzwiami z tabliczką "Tom Muchamore" a pod nazwiskiem były wypisane godziny w których przyjmuje pacjentów. Zapukał. Dostał odpowiedź. Pociągnął za klamkę. Przekroczył próg. Stanął na środku gabinetu.
-Dzień dobry.
-Witaj Louis, siadaj, mam dla ciebie wiadomość.
-Jaką?-usiadł na krześle na przeciwko lekarza.
-Wpisaliśmy cie na listę oczekujących szpiku.
-Dziękuję, to tyle? Trochę się mi śpieszy.
-Tak tyle, do widzenia Louis, za twa tygodnie na kontrolę.
-Dobrze, do widzenia.- wyszedł z gabinetu w cale nie szczęśliwy, bo ma teraz nadzieję że przeżyje. A wolał jej nie mieć. Wyszedł przed budynek, ze łzami w oczach,

-Chyba się zabije.-wyszeptał sam do siebie, nie czuł się na siłach aby dalej brnąć przez życie. Nie chciał mieć tej cholernej nadziei. Chciał się zabić.


____________________________________
Hej! Dodałam 2 rozdział, jak widać... 3 na pewno nie pojawi się tak szybko jak 2. Przepraszam za wszelkie błędy. Jeśli chcesz być informowany napisz swoje gg lub tt.  CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PYTANIA DO POSTACI : http://ups-xd.tumblr.com/ask

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 1


Jeśli czytasz to skomentuj *o* Dodałam 1 bo się mi nudziło. 2 rozdział pojawi się tam kiedyś.. Przepraszam za wszelkie błędy.
PYTANIA DO POSTACI  http://ups-xd.tumblr.com/ask

----------------------------------------------------------------


[...] Patrzaj teraz na lasy,

Jako prze zimne czasy

Wszystko swą krasę drzewa utraciły

A śniegi pola wysoko przykryły [...]



Wyszedł. Wyszedł, kto wyszedł? Louis. Skąd wyszedł? Z kliniki. Dlaczego? Bo od 5 lat choruje na białaczkę.Jak co roku 1 września chodzi na kontrolę. Czy wszystko z nim w porządku? Można powiedzieć, że tak. Ale skąd się tam wzięło "można?" Jego wyniki się pogorszyły.Jego lekarz, -Tom powiedział, że jeśli będzie się męczył bardziej niż zwykle i będzie się mu kręcić w głowie, ma natychmiast się do niego zgłosić. Louis wie, że umrze wcześniej niż inni. Pogodził się z tym. Może nie do końca, ale raczej tak.
-I co?-"napadła" na niego szczupła szatynka, czekała na niego w parku obok kliniki, Lou nie chciał aby El z nim szła. Zgodziła się bo wie, jak Louis potrafi być uparty. To była cecha której nienawidziła w swoim przyjacielu. Co miała zrobić?
-Wszystko w porządku, żadnych zmian.- kłamał, ale ona tego nie wyczuła, nie chciał aby Eleanor  litowała się nad nim, nie opuszczała go nawet na krok. Chciał mieć jeszcze życie, co prawda nie dużo go mu zostało ale jednak zawsze coś.
-To świetnie, chodź muszę ci coś powiedzieć.-wierzyła Louisowi bezgranicznie, nic takiego nie podejrzewała,a Lou na szczęście lub na nieszczęście potrafił kłamać.
-To co chciałaś mi powiedzieć?-Boo-Bear zapytał, gdy byli już w drodze do domu, byli ubrani w strój galowy, ze szkoły poszli prosto do kliniki z której Louis miał odebrać swoje badania. Niósł w prawej dłoni kremową kopertę z różnymi informacjami o poziomie zdrowia jego organizmu, postanowił ją dokładnie schować gdy wróci.
-Pisałam z tą dziewczyna, okazało się że dzisiaj wprowadza się do Londynu ze swoim przyjacielem.- El pisała z jakąś dziewczyną, co ważniejsze ona też była lesbijką. Gdy Eleanor się o tym dowiedziała nie mogła przestać się cieszyć. Wymieniły się swoimi zdjęciami, była ona szczupłą blondynką o zniewalających dużych niebieskich oczach.
-Nie mów, spotkasz się z nią?-Louis bardzo chciał aby się w końcu spotkały, pisały ze sobą i rozmawiały na skayp'ie od pół roku, poznały się na omegle. Lou sądzi że wiedzą o sobie wszystko, co trochę go  przeraza bo jak może wyjawić wszystkie swoje sekrety, nieznanej osobie?
-Yhyy.. ale pójdziesz ze mną.- przystanął na chwilę i skrzywił uśmiech jedynie w grymas, nie miał zamiaru z nimi pójść, po pierwsze się mu nie chciało, a po drugie to ich spotkanie, więc po co im tak Louis do szczęścia?
-No co ty, po co ja wam tam?-zapytał oburzony, Louis sądził że będzie im tylko przeszkadzać i postawi je w niezręcznej sytuacji.
-Noo.... proszę Boo-Bear proszę..-zrobiła maślane oczka, wiedziała że to zawsze na niego działa i miała nadzieję że tym razem stanie się to samo. Co Louis mógł przy tym stracić? Prędzej zyskać.
-Okej, ale pod jednym warunkiem.- nie był on bardzo wymagający, jak z resztą wszystkie warunki które postawiał.
-Dawaj.-powiedziała El, otwierając już kluczem drzwi od mieszkania.
-Będę siedzieć przy innym stoliku najlepiej w końcu sali.- Calder zmarszczyła brwi, widocznie się nad tym zastanawiając i zapewne wymyślała tego plusy i minusy, zawsze tak robiła.
-Może być, jutro o 4 p.m, wiem że na 6 p.m idziesz do pracy dlatego tak.
-Czyli wiedziałaś że się zgodzę. -postawił wodę na herbatę dla nich, tego nie lubił w Calder zawsze coś musiała zaplanować bez jego wiedzy.
-Miałam taką nadzieje Loueh.-  usiadła na krześle i posłała mu buziaka w powietrzu, na co on wywrócił młynka oczami. Porozmawiali jeszcze o jakiś bzdetach, ale El widziała że Louis jest jakiś nie swój, odpowiadał na jej pytania ale bardzo krótko, co chwile myślami gdzieś odpływał, był daleko. Tymczasem on zastanawiał się ile czasu mu zostało, nie żeby się tym specjalnie przejmował, ale chciałby wiedzieć czy jest sens w dalszym uczeniu się. Czy mógłby wyjechać gdzieś na wakacje, jeśli je dożyje. Było to dziwne aby 19-latek przejmował się tym kiedy umrze, ale nie dla niego, on już czuł się jakby umarł. Miał straszliwe samopoczucie.
-Lou żyjesz?- zaczęła machać mu przed nosem dłonią, mrugnął oczami i powrócił do "życia". -Spóźnisz się do pracy. -Spojrzał na zegar na ścianie który wisiał na przeciwko niego. Poderwał się z krzesła i wybiegł z kuchni wcześniej zabierając ze sobą kopertę. Wbiegł do swojej sypialni jak szczała, była ona przytulna, jasno niebieskie ściany, duże dwuosobowe łóżko, podłoga wyłożona panelami, szafka nocna a na niej zdjęcia, ogólnie w całym pokoju roiło się od zdjęć z jego dzieciństwa, na których był ze swoimi siostrami, rodzicami i El. Schował szybko kopertę pomiędzy materace łóżka i przebrał się w miętowe rurki i białą zwykła koszulkę, nawet nie wziął ze sobą swetra, bo nie miał czasu, już się spóźniał i to pierwszego dnia. Spóźniał się. Wybiegł z sypialni do holu, ubrał czarne tommsy i wybiegł z głośnym "cześć". Oczywiście zaczął biec, do poczty po listy, biegł ile sił w nogach, chociaż nie powinien, nie chciał aby już pierwszego dnia go wywalili nie mógł na to sobie pozwolić. Nie chciał. Nie chciał żyć na utrzymanie rodziców, dlatego też nie powie im że jego stan się pogorszył. Mimo że na dworze było zimno on tego nie czuł, bo biegł. Biegł az do utraty tchu, nie przejmował się tym co powie mu lekarz jeśli się o tym dowie, jeśli w ogóle się dowie. Louis nie miał zamiaru mu o tym mówić, bo po co? Ten dzień powoli zaczął zmieniać się w istny koszmar. Nagle poczuł coś mokrego na nosie, przystanął i spojrzał na niebo z którego zaczęły spadać pierwsze krople deszczu,
-Cholera!- wykrzyknął tak głośno że aż staruszka spojrzała na niego jak na dziwaka, ale on się tym teraz nie przejmował, ponownie zaczął biec, po 3 minutach był już na miejscu i był cały mokry. Wszedł przemoczony do ciepłego pomieszczenia i udał się w stronę windy na której widniał napis "przepraszamy winda jest nieczynna". Zrobił zniesmaczona minę i postanowił pobiec schodami na górę. Gdy w końcu dotarł na 3 piętro przeszedł długim korytarzem i przystanął przy drzwiach swojego szefa. Krople wody spływały z jego włosów, przeczesał włosy palcami i wziął głęboki oddech. Zapukał, gdy usłyszał pozwolenie na wejście pchnął klamkę i przekroczył próg biura. Na krześle za biurkiem siedział niski facet po 40-ce, z brodą, a był łysy na głowie, szef nie lubił Louis'a z resztą z wzajemnością.
-Spóźniłeś się pierwszego dnia. -powiedział surowym tonem, byl wściekły, mała żyłka pulsowała mu na skroni zawsze gdy się denerwował.
-Przepraszam, to już się nie powtórzy. -zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
-Skąd mam tą pewność?
-Jak jeszcze raz się spóźnię pan wyrzuci mnie z pracy.
-Mogę iść na taki układ.- podał mu kupkę listów, Louis nie wiedział dlaczego poszedł na taki układ który sam zaproponował, on często się spóźniał, to było jego przyzwyczajenie. Wziął listy z "dziękuję i do widzenia" i wyszedł z ulgą na korytarz. Gdy był już przez budynkiem, zaczął poszukiwać w swoich kieszeniach telefonu, którego nie znalazł. Zostawił go w innych spodniach jak i klucze do mieszkania. Wydał z siebie głośny jęk, miał nadzieję że jak skończy pracę to El będzie w domu, bo jak się tam dostanie? Westchnął i udał się w kierunku st. Worms, znał krótszą drogę która prowadziła przez park. Udał się w tamtym kierunku, nadal padało, ale Louis już na to nie zwracał uwagi i tak był już przemoczony, a listami się nie martwił bo szef dał mu je w torbie. Skierował wzrok na swoje buty i szedł nie za szybko ani też nie za wolno. Starał się omijać te największe kałuże, aby nie miał aż tak przemoczonych butów. Nagle upadł, ale nie sam od siebie, ktoś na niego wpadł. Siedział w głębokiej kałuży, nawet nie miał siły stawać czy sprawdzać kto był winowajcą tego wypadku, po prostu siedział w kałuży jak nie do rozwój.
-Przepraszam.-dotarł do niego miły głos, podniósł wzrok i zobaczył nie wysoka blondynkę, z niebieskimi oczami, Louis'owi zdawało się że już gdzieś ją widział. Może po prostu się mu zdawało. Uśmiechnął się, nadal twierdził że to był najgorszy dzień w jego życiu. Zaczęło mu się robić zimno, dostał gęsiej skórki, bo kto normalny na deszczu chodzi w krótkim rękawku?
-Nic się nie stało, powinienem uważać jak chodzę.
-To moja wina, chodź do mnie to mój przyjaciel pożyczy ci jakieś ubrania na przebranie.- wstał z kałuży bo dziwnie się czuł.
-Nie, nie trzeba a poza tym muszę iść bo się śpieszę. Do zobaczenia.- nie pozwolił jej dojść do słowa bo wiedział jak kobiety są uparte, może dlatego został gejem?

Stanął przy ostatnim budynku dzisiaj, w którym miał dostarczyć list, na dworze już się ćmiło. Przekroczył furtkę i przeszedł pewną odległość zanim doszedł do drzwi i zadzwonił na dzwonek. Nie czekał zbyt długo, bo chwilę później stanął przed nim chłopak z ciemną karnacją, z czarnymi włosami postawionymi na żelu i co najważniejsze z czekoladowymi tęczówkami, za którymi Lou przepadał.
-Mam list do Perrie Edwards.- powiedział gdy już się ocknął, chłopak skinął głową.
-Pezz!-zawołał, po chwili stanęła obok niego ta sama blondynka która wpadła na niego w parku.
-O to ty.
-I nawzajem, mam dla ciebie list.-wyciągnął ku niej rękę z listem, który odebrała z uśmiechem.
-Dzięki, jestem Perrie, a to Zayn.-wskazała na chłopaka, uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłem.
-Louis, przepraszam ale muszę iść.
-Czekaj, dam ci jakieś ciuchy na przebranie. -powiedział Zayn -Z tego co mi Perrie mówiła wpadła na ciebie w parku i wpadłeś do kałuży.
-No przecież nic się nie stało i tak już byłem mokry i nie trzeba, nie mieszkam daleko, ale dzięki.
-Na pewno?
-Tak, na razie.

Wyszedł z pod prysznica, na szczęście gdy przyszedł Eleanor była w domu i otworzyła mu drzwi i nie musiał stać przed drzwiami i czekać aż przyjdzie Calder. Zawiązał ręcznik wokół bioder i wyszedł z łazienki udając się prosto do pokoju przyjaciółki.. Otworzył drzwi i zobaczył że El rozmawiały przez skaype jak sadził z tą dziewczyna z która miał się jutro spotkać. Podszedł do niej i złożył delikatny pocałunek na jej czole po czym spojrzał na ekran laptopa. Uniósł brwi ku górze.
-No bez jaj. - po drugiej stronie znajdowała się Perrie, ta która wpadła na niego dzisiaj w parku i której poszedł dostarczyć list.
-Nie spodziewałam się że to ty jesteś tym sławnym Louisem Tomlinsonem.
-El ile ona o mnie wie?- spojrzał na przyjaciółkę z wyrzutem.
-Emm.. dużo.
-No pewnie poplotkujcie sobie o mnie, dobra mów ile o mnie wiesz.-zwrócił się do Perrie.
-Okej, wiec jesteś z Dontercoaster, jesteś homoseksualistą...
-Dobra już nic nie mów. Załóżcie o mnie najlepiej jakąś stronę.
-Emm.. a w ogóle skąd wy się znacie.- Louis wskazał na Perrie i powiedział
-Niech ona ci powie a ja idę spać, dobranoc.
-Uważaj żeby ci ręcznik nie spadł. -wykrzyknęły obie, na co on pokazał im tylko środkowy palec. One pasowały do siebie idealnie, bez dwóch zdań.

wtorek, 11 grudnia 2012

00.Prolog


00.Prolog

Nie porzucaj nadzieje,

*Jakoć się kolwiek* dzieje !

Bo nie już słońce ostatnie zachodzi

A po złej chwili piękny dzień przychodzi [...]



-Słyszałaś to?- zapytał skacząc obok swojej najlepszej przyjaciółki - nazywany jest najbardziej ruchliwym dzieckiem. 
-Co Lou? A poza tym wszystkiego najlepszego jeszcze raz. 
-Dzięki, właśnie o to chodzi, wiesz że trułem rodzicom ze chce na 2 semestr przeprowadzić się do Londynu. Kupili tam nie duży domek, właśnie w Londynie. -El stała, jak słup soli nie dowierzając w słowa przyjaciela - A teraz najlepsze jedziesz ze mną. -szczupła szatynka rzuciła na chłopaka prawie dusząc go w uścisku. 
-Zaczniemy od zera, nikt nie będzie nas przezywał czy bił. - to było prawdą, w szkole dowiedzieli się że para przyjaciół to homoseksualiści, jak kol wiek to brzmi.
     W szkole byli poniżani, bici, przezywani. Nawet nauczyciele się na nich dziwnie patrzyli. Louis'a najbardziej raniło to, że bili El, jego "siostrę". Donecaster to mała miejscowość przez którą informacje rozchodzą się w szybkim tempie., a że szatynka była nieuważna i całowała się z jakąś laską, to rozeszło się to po całej miejscowości. Zobaczył to kapitan drużyny szkolnej, który dostał kosza od Eleanor, z wiadomych przyczyn. Oczywiście ich rodzice się pogodzili z tym że ich dzieci są "inne". Zawsze myśleli że Lou i El stworzą związek.

*Pamiętaj, prawdziwie można zakochać się tylko raz*

*Pamiętaj miłość czuje, nie widzi*

*Pamiętaj miłość wszystko przebaczy*

*Człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym.*

*Miłość nie polega na wzajemnym wpatrywaniu się w siebie, ale wspólnym patrzeniu w tym samym kierunku.*

*Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą*

*Miłość jest męką, brak miłości śmiercią.*

-------------------------------------------------------
Hej! Przybywam do was z prologiem bo sie mi nudziło a mam to juz dawno napisane, wiem że w chuja nudne ;oo Od razu mówię ze to są wspomnienia Lou, akcja zaczyna się od pierwszego dnia września w rozdziale 1. Jak chcecie byś informowani napiszecie swojego tt lub gg zostawcie. Moje gg 36444496 i tt: @Zaawsze_Spoko

wtorek, 27 listopada 2012

Zapowiedź


Zapowiedź opowiadania

Tytuł: " Belive in your love"

Czas akcji: rozpoczyna się od 1 dnia września 2011r.

Miejsce akcji: Anglia; Londyn

Gatunek: romans, obyczajowy, dramat

Bohaterowie: Louis William Tomlinson ( Boo-Bear, Lou, Loueh), Zayn Malik ( Dj Malik, Zi ), Eleanor Calder ( El ), Perrie Edwards ( Pezz ), reszta bohaterów pojawi się w trakcie opowiadania

Au- One Direction nie istnieje

Bromance: Zouis

Streszczenie: Lou mieszka w Londynie ze swoją najlepszą przyjaciółką Eleanor, która jest od niego o rok młodsza, chodzą razem do liceum, Boo-Bear, nie chce zawsze żyć na rękę rodziców i postanawia znaleźć pracę, którą jest roznoszenie listów - zaczyna ją w dzień rozpoczęcia roku szkolnego, ten dzień nie jest jednym z jego najlepszych. Ma ogromnego pecha, może się to zmieni? Możliwe że dzieki temu jednemu dniu wszystko się zmieni. Ale nikt nie powiedział że na lepsze.

Od Autorki: Wiem, że zarys taki jakiś dziwny, ale obiecuje wam że będzie w tym akcja. Nie wiem kiedy dodam prolog, ale mam już go napisanego tak samo jak 1 i połowę 2 rozdziału. Nie będzie dużo rozdziałów.   Eleanor i Perrie będą pozytywnymi osobami w tym opowiadaniu. Jeszcze mam do was pytanie : ROBI KTOŚ Z WAS SZABLONY NA BLOGA lub zna kogoś takiego? Jeśli tak to napiszcie mi *.* Macie moje gg 36444496 i tt: @Zaawsze_Spoko, napiszcie do mnie bo się mi nudzi. I jeszcze jak ktoś chce być informowany o notkach to może zostawić w komentarzu tt lub gg lub napisać do mnie! Soo, do zobaczenia !!

Wszelkie prawa zastrzeżone!