czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 2




[...] Po chwili wiosna przyjdzie,

Ten śnieg z nienagła zyjdzie,

A ziemia, skoro słońce jej zagrzeje,

W rozliczne barwy znowu się odzieje [...].




Siedział na nudnej lekcji matematyki czekając aż w całej szkole rozbrzmi pierwszy dzwonek, pierwszego dnia szkoły, myślał nad dwoma rzeczami. Mianowicie Eleanor mówiła mu, że do jej klasy mają dojść dwie osoby jutro, a druga rzecz to zastanawianie się kiedy przyda się mu obliczanie liczby TT (pi), czekał na ten dzień z niecierpliwością. Oczywiście jego nauczyciel - którego nienawidzi, on jego tak samo - mówi "uczcie się tego to wam się przyda", no jemu się na pewno przyda..Louis czeka z niecierpliwością na ten dzień w którym mu się to przyda. W końcu w całej szkole rozbrzmiał pierwszy dzwonek, oczywiście nauczyciel ich przetrzymał parę minut bo musiał zadać masę zadania na jutro. To nie był by on jakby czegoś nie zadał. Gdy już zadał, Louis wybiegł jako pierwszy z klasy na co matematyk pokręcił nie dowierzając głową. Louis udał się pod klasę Eleanor, która właśnie skończyła język francuski. Zauważył jak szatynka z ogromnym bananem wychodzi z klasy.
-A ty co taka szczęśliwa?-powiedział Lou, stając za nią. Podskoczyła ze strachu na co on wybuchnął gromkim śmiechem, zawsze śmiał się ze swojej przyjaciółki, gdy czegoś się wystraszyła bo w tedy robiła taką dziwna minę.
-Haha bardzo śmieszne.-zaśmiała się z ironią.
-Jak być widziała swoją minę to byś zrozumiała, okeej już się uspokajam.-złapał się za brzuch i wziął głęboki wdech, nadal miał banana na twarzy. - Czy wyjście dzisiaj jest aktualne? -pokiwała głową twierdząco.-Ale pamiętasz naszą umowę?-pogroził jej palcem.
-No weź przecież i tak ją znasz.
-No i co z tego będę siedział przy ostatnim stoliku w kącie jak najdalej oddalonym od waszego.-zadzwonił dzwonek - To do zobaczenia.
-yhyy..-chłopak udał się teraz pod salę biologiczną, miał dzisiaj 8 lekcji co było kompletną przesadą, co gorsza nie mieli wf'u, mimo tego że nie ćwiczy z wiadomych przyczyn to miałby przynajmniej okienko."Nich to szlag jasny trafi, gorszego planu ułożyć nie mogli, jedyne moje pocieszenie to to że nie idę jutro do pracy i do szkoły bo jest sobota."-myślał, myślał nad wszystkim. Zajął miejsce pod oknem i wbił wzrok za szybę, miał widok na bieżnię, wf miała akurat klasa 3C czyli klasa Eleanor. Szczerze to w tej klasie nie było żadnego ładnego chłopaka, w ogóle w całej szkole nie było.. a nie jednak był Mark, ale on ma dziewczynę i jest w 100% heterykiem. A z resztą Louis obiecał sobie że się w nikim nie zakocha co najwyżej prześpi. Z resztą, czy Louis w ogóle wierzy w miłość? Sam tego nigdy nie doświadczył i nie doświadczy. To nie tak że Lou był pesymistą, on po prostu wiedział że te wszystkie filmy o wielkiej miłości w USA to wielka bujda, a w szczególności nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, bo w tedy człowiek zakochuje się tak jakby w wyglądzie. To było jego zdanie. Chłopak chciał aby w końcu zakończyły się te nudne lekcje na których na okrągło powtarzają "to może pojawić się na maturze", tak wszystko się na maturze pojawi, nawet nazwy zwierząt.


Wyszli ze szkoły El była w świetnym humorze, Lou też, ale czy nie udawał? Louis się cieszył na prawdę, cieszył się ze szczęścia El, ale wszystko na około go możne by powiedzieć że go irytowało.  Nawet śpiewające ptaki, były nieznośne. Nie żeby nie lubił ptaków, ale dziś miał po prostu słabe nerwy.Szli przez cała drogę pochłonięci rozmową, widać było że El się denerwuje.
-A co jeśli palnę coś głupiego.- powiedziała zmartwiona
-Przecież rozmawialiście na skype'ie-zauważył
-Ale to nie to samo.
-Nie w cale.-zaśmiał się-A tak poza tym będę nie daleko. A ona w ogóle wie że tam będę?
-Nie.
-To nawet lepiej.-zaczął się zastanawiać czy Eleanor zachowywała by się tak samo w jego stosunku gdy by wiedziała że zostało mu mniej czasu niż rok temu. Nie na pewno nie. Chodziła by za nim pytajac się czy wszystko z nim w porządku. Na pewno kazała by mu nie wychodzić z domu. Nie spotykałaby się z Perrie, ob bałaby się że coś by się mu stało. Nie, nie mógł jej tego powiedzieć. Zniszczyłby jej życie. A tak poza tym to Louis'a ciekawiło dlaczego lekarz nie wpisał go na listę oczekujących szpiku. Nie żeby narzekał ale zastanawiało go to. Stwierdził że jak dalej będzie się tak nad wszystkim zastanawiał to jego mózg ułoży sobie jakieś czarne scenariusze dotyczące jego śmierci. Byli w połowie drogi do domu, gdy rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął przedmiot z kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz wcisnął zielona słuchawkę.
-Słucham?
-Louis to ja Tom, mógłbyś do mnie przyjść?-powiedział głos po drugiej stronie należący do jego lekarza.
-Okej, będę za chwilę.-rozłączył się.-El, muszę iść, przyjdę prosto do kawiarni, obiecuję że się nie spóźnię. -odszedł nim zaczęła się o coś wypytywać. Louis zdaje sobie sprawę z tego że jak ktoś zadaje mu za dużo pytań po prostu mówi najszczerszą prawdę. Na szczęście nie miał później z kliniki daleko do kawiarni w której El ma się spotkać z Perrie. Miał wielka nadzieję że Tom ma dla niego jakąś dobrą wiadomość, w co raczej wątpił. Gdzie podział się TEN energiczny nastolatek, który nie przejmował się niczym? Umiera. Doszedł na miejsce, pierwsze co zrobił to skierował się na recepcję, za którą siedziała starsza kobieta ok po 50-ce.
-Dzień dobry, doktor Tom kazał mi przyjść.-powiedział do niej z wymuszonym uśmiechem. Nie lubił tego miejsca, wszędzie śmierdziało środkami czyszczącymi, aż gdy się oddychało to czuło się jakby się wdychało zatruty tlen.
-A, tak Louis Tomlinson, doktor czeka na ciebie w gabinecie.
-Dziękuję.- przeszedł przez długi, biały, śmierdzący korytarz i w końcu stanął przed drzwiami z tabliczką "Tom Muchamore" a pod nazwiskiem były wypisane godziny w których przyjmuje pacjentów. Zapukał. Dostał odpowiedź. Pociągnął za klamkę. Przekroczył próg. Stanął na środku gabinetu.
-Dzień dobry.
-Witaj Louis, siadaj, mam dla ciebie wiadomość.
-Jaką?-usiadł na krześle na przeciwko lekarza.
-Wpisaliśmy cie na listę oczekujących szpiku.
-Dziękuję, to tyle? Trochę się mi śpieszy.
-Tak tyle, do widzenia Louis, za twa tygodnie na kontrolę.
-Dobrze, do widzenia.- wyszedł z gabinetu w cale nie szczęśliwy, bo ma teraz nadzieję że przeżyje. A wolał jej nie mieć. Wyszedł przed budynek, ze łzami w oczach,

-Chyba się zabije.-wyszeptał sam do siebie, nie czuł się na siłach aby dalej brnąć przez życie. Nie chciał mieć tej cholernej nadziei. Chciał się zabić.


____________________________________
Hej! Dodałam 2 rozdział, jak widać... 3 na pewno nie pojawi się tak szybko jak 2. Przepraszam za wszelkie błędy. Jeśli chcesz być informowany napisz swoje gg lub tt.  CZYTASZ = KOMENTUJESZ
PYTANIA DO POSTACI : http://ups-xd.tumblr.com/ask

4 komentarze:

  1. Podoba mi się twoje opowiadanie!;)

    Czekam na nn.

    +Możesz mnie informować o rozdziałach? @Nicoleee_69

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe :) Xx
    ~ @lottietommoPL

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe :) Xx
    ~ @lottietommoPL

    OdpowiedzUsuń
  4. OMFG *__*
    Jakie to jest cudowne . . Nie spotkałam jeszcze nigdy bloga z opowiadaniem o Zouis'ie , twoje jest pierwsze jakie czytam . Bo większość jest o Larry'm . :) Tak więc . Podoba mi się twój styl pisania i to , że w tym opowiadaniu są też El i Pezz <3 Myślę , że wyniknie z tego coś bardzo ciekawego . Życzę weny w dalszym pisaniu . :> Zapraszam też do mnie jak masz czas i ochote . xD
    Pozdrawiam.
    xxxxKarolajnexxxx

    OdpowiedzUsuń