poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 8


Przez te parę dni Zayn, Eleanor i Perrie odwiedzali na zmianę Lou w szpitalu. W jego sali każdego było pełno, ale nie narzekał na to. Musiał wziąść 2 tygodniowe wolne w pracy, no i oczywiście będzie miał zaległości w szkole, czego nienawidził, wolał już do niej chodzić. Aktualnie był sam w sali, przed chwilą była u niego pielęgniarka informująca go o stanie jego zdrowia i że najwcześniej po jutrze zostanie wypisany. Ale i tak będzie musiał cały czas leżeć i być pod stałą opieką - czego nienawidził. Za godzinę miał go odwiedzić Zayn, czego się bał bo chciał mu coś powiedzieć. Ma tylko nadzieję że nie popełni największego błędu w jego w sumie krótkim życiu.
Usłyszał pukanie do drzwi, powiedział zachrypniętym głosem "proszę" zupełnie się nie spodziewał nikogo teraz. No chyba że jego rodzice jakoś się dowiedzieli o tym że wylądował w szpitalu. A tak w ogóle to zaczął rozważać czy nie powiedzieć im o tym w jakim jest teraz stanie.
Przez próg wszedł Zayn. Louie uniósł brwi w zdezorientowaniu, skąd on się tutaj wziął miał mieć jeszcze jedną lekcję, miał torbę na ramieniu.
-Eee Zayn skąd się tutaj wziąłeś, nie miałeś czasem przyjść za godzinę? -spytał gdy już kruczoczarny chłopak usiadł obok niego na krześle.
-Nie cieszysz się? Mogę przyjść za godzinę. -wstał z niewygodnego krzesła, już chciał odejść ale poczuł jak ktoś łapie go za nadgarstek.
-Nie powiedziałem nic takiego, po prostu nie miałeś dzisiaj jeszcze mieć jednej lekcji? -ponownie usiadł, zdjął ubranie wierzchne po czym położył je na końcu łóżka.
-Zerwałem się z wf. - spojrzał na niego z przymrużonymi oczami które miały mówić " dlaczego to do chuja pana zrobiłeś?! ". Uśmiechnął się na ten gest. Zaczęli rozmawiać o różnych błahych sprawach. Między innymi o tym dlaczego śnieg jest biały a nie np. niebieski. Z Zayn'em zawsze mieli jakiś temat do rozmowy, zaczynało się najczęściej od Perrie i El a kończyło na czymś głupim po czym wybuchali śmiechem tak że łzy ciekły nam z oczu. Przy nim czuł że nie mam żadnych problemów, on był hmm.. optymistą? Ale nie zawsze. Często był także realistą.
-Zayn bo ja muszę ci coś powiedzieć. -pokiwał głową chcąc mnie zachęcić, wziął głęboki oddech. Spuścił głowę i zaczął wpatrywać się w swoje palce. - W tedy w mieszkaniu, ja nie powiedziałem ci prawdy. Nie przerywaj mi! -powiedział szybko gdy zauważył że jego przyjaciel już otwiera buzię żeby coś powiedzieć. -No więc.. kłamałem w tedy jak powiedziałem że się w tobie nie zakochałem... przepraszam. Mogłem ci powiedzieć. -spojrzał na jego profil. Siedział z szeroko otwartymi oczyma i wpatrywał się we niego jak by kogoś zabił.
-Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?! Pewnie byś tutaj teraz nie siedział! -wzruszył jedynie ramionami, po czym spuścił głowę i zaczął bawić się swoimi palcami. -Ale wyjaśnij mi dlaczego teraz mi o tym powiedziałeś? -spojrzał na niego nie dowierzając.
-Bo zachowałem się jak egoista, przepraszam na - nie dokończył bo poczuł jak jego ciepłe wargi napierają na jego. Uśmiechnął się lekko co mu nie umknęło. Też lekko się uśmiechnął. Ten pocałunek był inny niż tamte, ten był przepełniony miłością. Zayn przygryzł lekko jego wargę, przez co poczuł jak jego policzki oblewają się rumieńcem. Gddy zabrało im już tchu oderwali się od siebie, obaj mieli lekkie rumieńce. Zayn uśmiechnął się do Lou co natychmiast odwzajemnił.
-Hmm... Louis w takim razie .. zostaniesz moim chłopakiem? - kącik jego ust natychmiastowo uniósł się ku górze, nie spodziewał się takiego pytania. Odpowiedział mu tylko pocałunkiem.
-Czyli tak? - Lou pokiwał twierdząco głową.


Zauważyli jak ktoś wchodzi do sali, była to jedna z pielęgniarek która podawała mu jakieś tabletki, nawet nie wie na co.
-Panie Tomlinson będzie miał pan współlokatora. -ucieszył się, bo przynajmniej nie będzie musiał siedzieć tutaj w nocy sam. Będzie miał do kogo gębę otworzyć gdy nie będzie nikogo z jego przyjaciół. Pielęgniarka pchała wózek, chłopak z kasztanowymi włosami spojrzał na tego kto jest na nim wieziony. Nie mógł uwierzyć.. Nie to mu się śniło. Zayn zauważył że coś z Lou nie gra dlatego także spojrzał na wejśćie do sali. Prawie zakrztusił się własną śliną gdy GO zobaczył.
-O Boo Bear nie spodziewałem się tutaj ciebie. -znowu ten wredny głos, który obijał się Louis'owi o uszy. Nie wiedział czy ma uciekać czy się chować pod kołdrę. Wolałby dzielić tą sale z jakąś mafią.
-Dereck... skąd się tutaj wziąłeś?! Nie dobra nie chce wiedzieć. Proszę pani chciałbym zmienić salę, albo niech on zmieni. -zwrócił się do pielęgniarki która pomagała wstać Derec'owi, gdy położyła go na łóżku zwróciła się do Tomlinsona.
-Przepraszam, ale nie ma takiej możliwości. - i wyszła. Zayn i Lou zaczęli piorunować chłopaka wzrokiem, na co on przyglądał się im w rozbawieniu.


Eleanor zaprosiła dzisiaj Perrie na randkę do restauracji o nazwie "Angels", szatynka miała przyjść po blondynkę o 5 p.m. a była 4.30 p.m.. Eleanor biegała po domu stresując się wszystkim w około. Ale czym się miała stresować? Sama nawet tego nie wiedziała. Była już ubrana, jeszcze tylko makijaż, torebka i może iść. Po 10 minutach już wychodziła w swoich szpilkach, błagając Boga aby się nie wywróciła ( dop.aut chciałam napisać "wypierdoliła"), bo to byłaby kompletna porażka.


Stanęła przed drzwiami, pod którymi ostatnio bardzo często bywała, nacisnęła dzwonek i czekała spokojnie aż Pezz jej otworzy, co nastąpiło dość szybko. Perrie była ubrana w błękitną, krótką sukienkę która idealanie podkreślała jej błękitne oczy, czarne wysokie szpilki oraz torebka. Eleanor była ubrana w fioletową, krótką sukienkę która idealnie podkreślała jej szczupłą figurę. Przywitały się pocałunkiem, po czym udały się w kierunku restauracji. Rozmawiały przez całą drogę o błahych sprawach. Trochę głupio czuły się z tym, że idą na randkę podczas gdy Louie leży w szpitalu. Ale sam Lou namawiał El aby zaprosiła gdzieś Perrie, uległa mu.

Eleanor odsunęła krzesło Perrie, na które usiadła.
-Nie lubie czegoś takiego Els. -szepnęła jej, Eleanor uśmiechnęła się tylko niewinnie. Eleanor czasami przypominała dziecko. Podszedł do nich kelner, zamówiły jakieś dania i pogrążyły się w rozmowie. Po parunastu minutach kelner przyniósł im dania i życzył smacznego, podziękowały mu po czym odszedł obsługiwać inne stoliki.

*pół godziny później*
Eleanor coraz bardziej trzęsły się ręce ze zdenerowania bo wiedziała, że za chwilę uklęknie przed Perrie. Strasznie się tego bała. Jak była mała, zawsze wiedziała że to przed nią ktoś uklęknie a nie ona. Raz kozie śmierć, powtarzała sobie w myślach. Wyjęła czerwone pudełeczko z torebki po czym wstała z krzesła. Wzięła wielki oddech do płuc. Perrie zmarszczyła brwi, bo nie wiedziała co ona robi.  Els uklęknęła na dwa kolana (na jedno nie pozwalała jej sukienka).
-El wstwaj, ludzie się patrzą. -powiedziała Perrie, rozglądając sie lekko po bokach.
-Niech się patrzą. Perrie, wyjdziesz za mnie? -blondynka spojrzała na nią z welką miłością, wstanęła z krzesła. Wyciagnęła rękę do szatynki, którą ujęła i pomogła jej wstać.
-Oczywiście El. -rzuciła się jej na szyję. Po chwili szatynka wręczyła jej srebrny pierścionek z niebieskim oczkiem.

_____________________________________________________
Wiem że rozdział do dupy. I wiem że spierdoliłam już to całe opowiadanie, ale go dokończe, sama nawet nie wiem czemu. Chyba dlatego że komuś to obiecałam. Wiem że się zawiedliście na mnie -,-' Ja na sobie też.
Przepraszam za błędy. I wgl myślę że powolutku zbliżamy się do końca.
Dodaje dzisiaj ten rozdział bo mam ferie i się mi nudzi...
Pytania do postaci lub do mnie tutaj

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 7





"Ho­mosek­sualizm jest ta­kim sa­mym sta­nem jak krótkowzroczność z tą różnicą, że nie kwa­lifi­kuje się do leczenia. "


Louis robił wszystko żeby tylko nie spojrzeć Zayn'owi w oczy, w te cholerne czekoladowe oczy, które przeszywały go wzrokiem tak jakby był nagi tak się teraz czuł.
-Louis dlaczego mi o tym do kurwy nędznej nie powiedziałeś?!-odezwał się po chwili ciszy. Louis wziął głęboki oddech.
-Po co Zayn?! Co by to zmieniło?! Uleczyłbyś mnie? Nie sądze. Nie nawidzę jak ktoś się lituję nade mną. Już i tak El, uważa mnie za umarlaka, mama ledwo wypuściła mnie z rodzinnego miasta, jeszcze ty byś się mnie pytał na okrągło jak się czuje! Nie jestem jakimś jebanym jajkiem. - uspokoił się trochę, zaszkliły się mu oczy - Zayn co ci miałem powiedzieć? Raczej dziwnie by brzmiało " Hej jestem Zayn i jestem chory na białaczkę". Miałem powiedzieć ci o tym dzisiaj... przepraszam. -łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Twarz Zayn'a nie wyrażała żadnych emocji.
-Już wiem dlaczego powiedziałeś, że mam się w tobie nie zakochiwać. Ale już za późno Lou. -Tomlinson spuścił wzrok na swoje buty.
-Przykro mi Zi, ja ciebie nie kocham. -to było największe kłamstwo jakie wypłynęło z jego ust. Zayn odwrócił się na pięcie i udał się do sypialni aby się ubrać, po czym wyszedł z mieszkania cicho zamykając za sobą drzwi.

Louis usiadł na zimnych płytkach w kuchni, obok niego był rozbity kubek i rozlana herbata. Teraz nie przejmował się czy usiadł na odłamku od kubka czy też nie. Podciągnął do siebie kolana i objął je rękoma, rozpłakał się jak mała dziewczynka.
Miał już oczy czerwone od płaczu i wory pod oczami, stracił już rachubę czasu. Ktoś położył mu dłoń na ramieniu, podskoczył bo się wystraszył, nie słyszał nawet jak ktoś wszedł do mieszkania. To była El.
-Co się tutaj stało Lou, dlaczego płaczesz? I siedzisz obok rozbitego kubka? -Boo Bear podciągnął nosem.
-El mój stan się pogorszył, wiedziałem o tym już na początku września, przepraszam że ci o tym nie powiedziałem. - Louis opowiedział Calder wszystko ze szczegółami co się wydarzyło.
-Louis.. wiesz, rozumiem że nie chciałeś żebym się martwiła, ale do cholery jasnej czemu mu nie powiedziałeś że też coś do niego czujesz?!
-Po co? I tak za niedługo mnie tutaj nie będzie.
-Nie mów tak Loueh...

Zayn wszedł do domu, trzaskając za sobą drzwiami, za co nakrzyczała na niego Pezz. Ominął ją i poszedł do swojej sypialni zamykając się w niej na klucz. Położył się na plecach i zaczął wpatrywać się w sufit. Łzy zaczęły zbierać mu się w oczach.. po chwili już spływały po jego policzkach. Ktoś zapukał do drzwi.
-Idź sobie Pezz! Nie chce nikogo widzieć!
-Zayn! Louis jest w szpitalu! Mam jechać tam bez ciebie?! Dobra jak chcesz! -w tępię natychmiastowym, wstał z łóżka i otworzył drzwi.
-Co się stało?!
-Nie wiem, zadzwoniła do mnie cała zapłakana El i powiedziała że Lou jest w szpitalu, jedziesz ze mną? -skinął tylko głową na potwierdzenie. Ubrali się szybko i poszli na przystanek autobusowy. Po paru minutach byli już w czerwonym piętrowym autobusie. Zayn'owi trzepały się dłonie ze zdenerwowania. Zadręczał się myślami, czy to przez niego? Czy pogorszyło mu się? On nie mógł umrzeć. Był do cholery jasnej na to za młody!
Gdy autobus zatrzymał się na ich przystanku wybiegli ze środka transportu kierując się do szpitala, który był już blisko.
Podbiegli do El, która siedziała na stołku obok sali nr. 66 (dop.aut."nie dam 69 bo będziecie mieć zboczone myśli, chociaż przy 66 pewnie też macie" ), była cała zapłakana.
-Co się stało? - powiedzieli oboje, w tym samym czasie
-No siedział na płytkach.. ja poszłam do łazienki... nie chciał wstać... no i jak przyszłam.. to pociął się odłamkami od rozbitego kubka... głęboko.. zadzwoniłam po pogotowie... to cud że się nie wykrwawił...- Zayn opadł obok Eleanor na krześle chowając twarz w dłonie.
-To moja wina.. to moja wina - szeptał kołysząc się w przód i tył. Nikt nie wiedział czy Zayn płakał, raczej nie przecież on był i jest "Bad Boy'em z Bradford". Zayn czuł się jak skończony dupek, jak on mógł wyjść w tedy z tego mieszkania?! Zachował się jak dziecko, powinien był o niego walczyć. A teraz musi siedzieć na jakimś niewygodnym, plastikowym krześle na przeciw sali 66, czekając aż wyjdzie stamtąd jakiś lekarz i powie w jakim stanie jest Lou.
Pezz usiadła obok niego i przytuliła.
Eleanor też obarczała się myślą że to jest jej wina, nie potrzebnie wyszła do łazienki, mogła najpierw posprzątać odłamki roztrzaskanego kubka. W tedy Lou nic by sobie nie zrobił. Struszki łez płynęły po jej lekko czerwonych już od płaczu policzkach. Czuła się okropnie. Tak więc Perrie nie wiedziała kogo ma przytulić...

Wszyscy poderwali się z miejsc gdy zauważyli doktora Tom'a jak wyszedł z sali. Wszyscy zaczęli wypytywać o jego stan.
-Spkojnie! - podniósł głos Tom, wszyscy natychmiastowo się uciszyli. - Tak więc, Eleanor jakbyś zadzwoniła po pogotowie parę minut później to niestety nie zdąrzylibyśmy go odratować. Jest w ciężkim stanie, ale stabilnym, zrobił na prawdę głębokie nacięcia. Może zapisałbym go do psychiatry?- wszyscy spojrzeli po sobie.
-Nie, panie doktorze nie ma takiej potrzeby, już nie spuścimy go z oczu, obiecuje. -powiedziała Eleanor, doktor pokiwał twierdząco głową. -Możemy się z nim zobaczyć?
-Nie, na razie nie. Jutro będziecie mogli do niego wejść wszyscy, dzisiaj i tak się nie wybudzi ze śpiączki. A wypiszemy go, myślę że za tydzień. Zrobimy jeszcze dodatkowe badania na białaczkę. - odszedł.
-Eee.. jaką białaczkę? -zmarszczyła w dezorientowaniu brwi Pezz.
-Louis ma białaczkę, dzisiaj się o tym dowiedziałem.- wyszeptał Zi
-To jest nie możliwe.... -załkała - Dlatego zamknąłeś się w tedy w pokoju.

Wszyscy udali się do domu El i Lou, mieli zamiar spakować parę rzeczy Tommo. Oczywiście pakowały go tylko El i Pezz, bo Zi rzucił się na kanapę, przyciągając do siebie kolana, obejmując je rękoma.
-Tak więc El co bierzemy?
-Nie wiem, jakieś ubrania, laptop... co się znajdzie to się weźmie. - Eleanor otworzyła jedną z szuflad, wyciągnęła z niej trzy pary skarpetek, które oczywiście nie były parowane. Włożyła dłoń do jednej z nich i poczuła w niej coś szorstkiego. Wyciągnęła. Była to niewielka kartka papieru. Przez chwilę się wahała, ale przez to że była ciekawska to musiała to otworzyć i przeczytać. Z każdym słowem i punktem, coraz szerzej otwierała oczy.
-Emm.. Perrie podejdź tutaj. -wręczyła blondynce kartkę papieru, uśmiechając się do niej szeroko. -To co reazlizujemy?
-To mają być oświadczyny?
-Nie... jeszcze.

*następnego dnia, szpital*

Czekali na lekarza, który da im pozwolenie na wejście do sali Tommo. Ciekawe czy się obudził? Mieli wielką nadzieję że tak się stało. Czekali tylko na niego 5 minut, ale ciągło im się to w nieskończoność. Weszli do sali, Louis leżał podłączony do różnych dziwnych aparatur. Niebieskie tęczówki należące do Lou, patrzyły we wszystkie możliwe strony, ale nie na nich, bo było mu wstyd za to co zrobił.
-Lou! Jak mogłeś to zrobić?! Całą noc zastanawiałam się czy nie zadzwonić do twoich rodziców, ale zrezygnowałam bo by cię zabrali z powrotem do Doncaster.
-Przepraszam, tak strasznie was wszystkich przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło, obiecuję że już nigdy niczego podobnego nie zrobię. Przepraszam... -mówił przez łzy, które po chwili płynęły po jego policzkach.

_____________________________________________________________________
Wiem zjebałam po całości... Będziecie bić?
7 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ!
PYTANIA DO POSTACI  tutaj
ZAPOWIEDŹ OPOWIADANIA O LARRY'M tutaj.
Do następnego, Enjoy!

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 6




"Miłość nie patrzy na wiek, płeć, wyznanie czy kilometry... Miłość po prostu uparcie trwa."

Louis schował tą listę, tam gdzie nikt by się nie spodziewał, czyli do jednej z jego skarpetek. Raczej nikt nie wpadnie żeby coś tam szukać biorąc pod uwagę że Lou nie cierpiał chodzić w skarpetkach, chodził kiedy musiał. Usłyszał zgrzyt klucza, wstał z łóżka i poszedł do kuchni aby postawić wodę na herbatę. Widział że to El. Oparł się plecami o meble, skrzyżował ręce na piersi. Czekał aż przyjdę El, nie czekał długo bo po chwili pojawiła się z ogromnym uśmiechem na ustach w progu dzielącym kuchnię od salonu.
Louis poruszał zabawnie brwiami, na co ona się zaśmiała.
-Wiesz Els.. wyglądasz o wiele lepiej od kąt jesteś z Pezz, ona cię zmienia, na lepsze, co mnie strasznie cieszy. Ale oddalasz się ode mnie. Może pójdziemy dzisiaj do kina? Wiesz tęsknie za moja kochaną przyjaciółką od piaskownicy- ostatnie słowa mocno za akcentował, dając jej przy tym jakiś dziwny znak że powinna się zgodzić.
-Miałam się uczyć na test z biologi, ale dla ciebie wszystko Louie. -uśmiechnęła się słodko -Postaw Wodę na herbte.
-Już to zrobiłem. -zaśmiali się oboje. Louis zdał sobie sprawę że jego życie było strasznie monottone. Nie lubiał nudy. Zawsze musiał się ruszać. Ludzie w około nazywali go "dużym dzieckiem" i mieli racje, Louis nigdy nie chciał dorosnąć.
Jak był mały chciał być agentem FBI, ale gdy dowiedział się że główna siedziba jest w USA zrezygnował. Louis na prawdę był dziwny, wolał deszczową Anglię od słonecznego Las Vegas. Lou wolał Europe od Ameryki, wolał te europejskie klimaty. Jedyna rzecz którą podziwiał w kilku stanach to to, że były akceptowane związki partnerskie (czyli homoseksualne).

Czekał na El która właśnie ubierała wysokie szpilki, nie lubił gdy ona je nosiła z kilku powodów. Bał się że się zabije, El była od niego wyższa, szli wolniej i nie mogli się zbytnio wygłupiać co uwielbiali robić. Louis bał się że jak Eleanor będzie się śmiała to straci równowagę i skręci kostkę czy coś. Kiedyś mama mu opowiadała jak złamała kostkę w szpilkach, nie była to jedna z najśmieśniejszych historii ale i tak się śmiali.
-Noo.. rusz dupę.- powiedział ze skwaszoną miną co chwila spoglądając na zegarek.
-No już. -wyszli. - Wiesz Louie ładnie ci w tych okularach powinieneś je częściej nosić nie tylko te szkła kontaktowe. Nie jeden facet na ciebie poleci. -Tomlinson zaśmiał się, na jej słowa. MIał on wadę wzroku musiał nosić okulary lub szkła, ale bolały go oczy od szkieł więc dzisiaj postanowił ubrać okulary. Nie lubił ich nosić.. mimo tego że Eleanor zawsze mu powtarza jak to seksownie w nich wygląda.
-Tak, tak już mi to mówiłaś. Pośpiesz się bo idziesz jak moja babcia. -El przystała, skrzyżowała ręce na piersi, i zmarszczyła czoło.
-Tak więc Tomlinson, wymieniaj się złotko butami to pogadamy. -zrobił dziwną minę i uniósł dłonie w geście obronnym. Po co ona się tak stroi? Przecież jest zajęta. I Lou ma nadzieję że już będą ze sobą do końca i jeden dzień dłużej. Louis czasem przejmował się Eleanor bardziej niż sobą. Rozmawiali przez całą drogę do kina, Louis wypytał się El o Perrie, dowiedział się że świetnie się im układa. Opowiedziała mu jak Perrie się o nią troszczy na co Loueh strzelił "focha", przecież on też się o nią troszczy, później Calder musiała go cała drogę przepraszać. W końcu odpuścił, bo on nie umie się długo gniewać na El, działa to w obie strony.

Kupili bilety, do rozpoczęcia seansu zostało 15 minut. Postanowili w między czasie kupić popcorn, Louis stanął sam w kolejce a El, siedziała na kanapie, czekając na niego. Po paru minutach sprzedawczyni obsłużyła. Zauważył dwie osoby stojące obok Eleanor, z każdym jego stawianym krokiem w ich kierunku, sylwetki zaostrzały się. Okazało się że był to Zayn z Perrie. Zayn tak samo jak Lou chciał spędzić czas ze swoją przyjaciółką jak wcześniej.
-Noo.. coś nam to nie wyjdzie, pewnie w połowie seansu wyjdą do kibla i bóg wie co tam będą robić. Czasem one mnie przerażają, zachowują się jak ninje.- powiedział Lou, udając że szepcze, tak aby dziewczyny go usłyszały. Dostał w zamian groźny wzrok od Calder i Edwards, na co uniósł ręce w geście obronnym. Udali się na ten sam film, Lou siedział obok El i Zayn'a, a El obok Pezz. Louis miał widok na nie, co go cieszyło. Lubił się im przyglądać, jak się całują czy przytulają to było takie słodkie. Film był nudny więc, Louis i Zayn zamiast go oglądać postanowili przyglądać się tej słodkiej parce. Siedziały wtulone w siebie z ogromnym uśmiechem na ustach. Lou i Zi spojrzeli po sobie i bez słowa wyszli razem przed sale, rozumiejąc się bez słów. To było dziwne że znali się parę tygodni, a nie musieli nic mówić żeby się zrozumieć.

Siedzieli w Mc Donald'zie tuż obok kina, pochłonęli się w rozmowie tak, że nawet nie zauważyli jak Pezz i El dosiadły się do nich. Dopiero po odchrząknięciu dziewczyn zrozumieli że mają towarzystwo. Dziewczyny zamówiły po szejku i pochłonęły się w rozmowie razem z chłopakami, na różne nie istotne tematy.

*poniedziałek*

Zostały 3 minuty do dzwonka ogłaszającego pierwszą lekcję, Louis siedział na parapecie z Zayn'em a El i Pezz na ławeczce na przeciwko nich ( okazało się że Perrie i Zayn dojdą do klasy Eleanor). Louis oglądał twarze każdego ucznia przechodzącego obok niego, każdy z nich był taki... niespokojny. Stresował się "czymś".
Dzwonek rozbrzmiał w całej szkole, czwórka uczniów wstała z głośnym jękiem, Louis pożegnał się z resztą i poszedł pod salę języka angielskiego. Lou nie lubił tego przedmiotu, zawsze omawiali jakieś wiersze z renesansu czy innej epoki.
Usiedli w ławkach gdy nauczyciel już przywitał się z nimi, dzisiaj mieli omawiać jakiś wiersz o kłamstwie.
-... dlatego nie powinno się kłamać nawet w dobrej wierze. Nawet jeśli ktoś jest śmiertelnie chory to osoba którą się kocha powinna o tym wiedzieć... -dalej Louis nie słuchał, bo pogrążył się we własnych myślach. Postanowił. Postanowił ze wyjawi Zayn'owi prawdę, że jest chory, ale jutro. Czy to znaczy że Louis zakochał się w Zayn'ie Malik'u?

-Louis ide dzisiaj spać do Perrie, przyjdzie tutaj Zayn na noc, żebyś nie czuł się samotny, a przy okazji wytłumaczysz mu taą matematykę. -Louis mrugnął coś tylko pod nosem, że Elenor przeprowadziała sie już do Pezz i zasiadł na kanapie w salonie włączając przy tym tv. Eleanor spakowała najważniejsze rzeczy do torebki, dała buziaka w policzek Louis'owi i wyszła z głosnym "do zobaczenia Loueh", trzaskając drzwiami jak to miała w zwyczaju.

Tomlinson przewracał się z nudów na kanapie, aktualnie jego głowa zwisała z kanapy a nogi miał na oparciu sofy. Osoby trzecie mogłyby pomyśleć że Louis ma tak zwane ADHD, ale to był jego sposób bycia. Wszędzie go było pełno. Nagle usłyszał pukanie do drzwi, wystrzelił jak proca o mało nie zabijając się o własne nogi, przystanął jeszcze przed lustrem które znajdowało się w hollu, poprawił swoją grzywkę myśląc "dla kogo się tak stroisz Tomlinson", potrząsnął energicznie głową, wyrzucając te myśli i otworzył drzwi za którymi ujrzał perfekcyjnego Zayn'a. Przytuli się na powitanie i udali się w głąb mieszkania.

-Zaaaaayn, no przecież to jest proste. Coś ty robił w gimnazjum? -Zayn uznał to za pytanie retoryczne dlatego nie odpowiedział, jeszcze raz prze analizował równanie matematyczne zaczynając od początku, chcąc wyłapać błąd. W końcu po trzech minutach, analizowania tego równania, "wyłapał" znak minus z którego miał być plus. Gdy zrobił to do końca i wyszedł mu poprawny wynik wydał z siebie głośne "hura" po czym opadł na kanapę zmęczony (najwyraźniej od matematyki) obok Louis'a.

Przykryli się kołdrą, było już grubo po północy a oni dopiero szli spać, jutro mieli szkołę, ale pewnie do niej nie pójdą bo celowo zaśpią. Zi przytulił się do pleców Louis'iego, i przymknął powieki, napawając się jego ciepłem bijącym od niego. Louis czuł niewyobrażalne bezpieczeństwo w ramionach Zayn'a, Louis zasnął z myślą o tym że jutro powie Zayn'owi o chorobie, miał jednak nadzieję że nie przyjmie tego zbyt hmm.. źle?

Zayn'a obudziło jesienne jeszcze słońce wdzierające się pomiędzy rolety, otworzył jedno oko, po chwili drugie. Nie było Louis'a obok. Zayn sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej i spojrzał na godzinę 10. Pięknie.. Gdy położył stopy na panelach, coś udrapało go w łydki. Zdezorientowany zmarszczył brwi i zgiął się aby wyciągnąć kopertę z pomiędzy materacy łóżka. Widniało na nim duże "Louis Tomlinson". Nie miał zamiaru tego otwierać, lecz ciekawość nad nim zwyciężyła. Otworzył kopertę, przeczytał parę pierwszych zdań siedząc na łóżku. Po chwili w samych bokserkach wybiegł z kartką w dłoni do kuchni gdzie zastał Louis'a, który robił śniadanie, z ogromnym uśmiechem na ustach.
-Louis co to jest?! - Louis spojrzał na kartkę w ręce Malika, z wrażenia spadł mu kubek z herbatą który wypadł mu z ręki i roztrzaskał się na płytkach kuchennych. Zayn właśnie trzymał wyniki badań Louis'a, które wskazywały na to że zostało mu bardzo niewiele czasu.

____________________________________________________________________________
Jestem podła? Wiem że tak bo zakończyłam to na takiej scenie.. i że dodaje dzisiaj dopiero ten rozdział.. wiem że jest do dupy i wgl. ale proszę nie bijcie.
Pytania do mnie tutaj
Pytania do postaci tutaj
Jeśli chcesz być informowany napisz swojego tt.
Mój tt - @Zaawsze_Spoko

Mam serio nadzieję że mnie za ten rozdział nie zabijecie. A no i PRZEPRASZAM za błędy